Kochani moi, bardzo Was przepraszam za niedotrzymanie obietnic o większej aktywności na blogu, ale tak to już jest jak człowiek sobie coś zaplanuje. Od zeszłego poniedziałku coś mnie powoli zbierało, próbowałam ratować się domowymi sposobami, ale w sobotę się poddałam i wylądowałam na SORze. Sprawa o tyle dziwna, że fizycznie czułam się dobrze, jedyne co mi dokuczało to katar, uporczywy kaszel i chrypka, przez którą momentami zupełnie traciłam głos. Jedyny ból, jaki odczuwałam, umiejscowiony był w klatce piersiowej i to najbardziej zaniepokoiło lekarza, który zaraz wysłał mnie na zrobienie EKG. Pomiar ciśnienia tętniczego wyszedł wspaniale, jeśli chodzi o uderzenia serca na minutę to wstrzeliło się w górną granicę normy. Lekarz chyba sam nie wiedział co mi jest i sugerował skierowanie do szpitala, co zupełnie mi się nie uśmiechało. Skończyłam na antybiotyku i innych tabletkach i chociaż nadal dusi mnie "jak psa", wróciłam dziś do Krakowa by rozpocząć walkę w nowym roku akade...