Przejdź do głównej zawartości

Studenckie życie

To już powoli staje się moim nawykiem, że kiedy wracam do Krakowa kupuję mleko czekoladowe w kartoniku, przychodzę do mieszkania i sączę je sobie przez słomkę. To chyba w ramach ekspresowego relaksu zamiast popołudniowego kubka kawy.
Jestem, żyję, ale ledwo.
Zaczyna się dopiero czwarty tydzień nowego semestru, a ja już niemal zamieszkałam w instytutowej bibliotece. Prezentacji i projektów od cholery, że tak powiem. Prace zaliczeniowe na historię USA i historię Wysp Brytyjskich miażdżą, a do tego dochodzi superbzdurny projekt na dydaktykę, gdzie mamy nagrać filmiki edukacyjne. Serio? Ja się naprawdę napaliłam, że ktoś mi wyjaśni jak uczyć na III i IV poziomie edukacyjnym, a tu się okazuje, że trzeba biegać z kamerą po mieście. Cała nadzieja w wykładach, które o dziwo wydają się sensowne. Tak to jest jak trafi się na prowadzącego ćwiczenia ze stosunkowo niewymagającego przedmiotu, który (prowadzący, nie przedmiot) jest nerdem i wszystko potrafi sprowadzić do pracy z komputerem. OK, może sama idea wydaje się cool i zabawna, ale wierzcie mi, przestaje taka być kiedy nad głową wiszą jeszcze terminy dziesięciu innych prezentacji, zadań domowych i projektów zaliczeniowych. Wspominałam już o pisaniu pracy magisterskiej?
Wszystkie stresy związane ze studiami sprawiły, że w ostatnim czasie podupadłam na zdrowiu. I nie chodzi mi tu o marne przeziębienie spowodowane spadkiem odporności i wahaniami pogodowymi. Nie, mnie nie trzymają się takie drobne choroby, jak się rozkładam to już konkretnie. Dopadło mnie coś bardzo podobnego do półpaśca, w rezultacie od tygodnia jestem na dwóch rodzajach tabletek i maści. Na szczęście wysypka ładnie się goi i blednie. A mnie już nic nie boli. Zbyt komfortowe to nie było, ale zrobiłam sobie przy okazji morfologię i wyniki wyszły podręcznikowo, więc źle ze mną nie jest. Jutro czeka mnie jeszcze badanie wzroku, jak już biegam po lekarzach, to po wszystkich, a co! ;) Uciekam już do książek i notatek, w tym tygodniu czeka mnie jedna duża prezentacja, za tydzień kolejna, a później trzeba już będzie ostro ruszyć ze wspomnianymi projektami. Z projektem na jeden przedmiot dostałam już zielone światło, teraz czekam na akceptację proponowanego tematu na drugi projekt, więc wszelkie wsparcie duchowe mile widziane ;)
Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia (mam nadzieję) już niebawem!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Nieprawdopodobne, ale prawdziwe, czyli trochę o paznokciach

Tak! Dlaczego tak zaczęłam tytuł dzisiejszego postu? To proste, akurat paznokcie to nigdy nie była moja bajka, a przynajmniej jeszcze do niedawna nie rozumiałam jak można ekscytować się tym tematem.