Przejdź do głównej zawartości

Weekendowo, rocznicowo, niespodziankowo

Jak za starych dobrych czasów, w piątek spakowałam plecak i wyruszyłam do domu. Pierwszy tydzień zajęć był... dziwny. Dużo się dzieje, a ja jakoś nie mogę złapać rytmu uczelnianego. Nowy semestr, nowe przedmioty, wykładowcy, wymagania, które niektórzy chyba wzięli z kosmosu - ze wszystkim od nowa trzeba się oswoić, a na dodatek dochodzi nowe mieszkanie, do czego też muszę się przyzwyczaić. Jedyny constans to mój Skarb i rodzina. 
Przy okazji zajęć zdałam sobie sprawę, że jak najszybciej muszę zbadać wzrok, co mam nadzieję uda mi się dopiąć w tym tygodniu. Możliwe, że dam oczom odpocząć od soczewek kontaktowych, które noszę od 6ciu lat i przerzucę się na okulary. Mam tylko nadzieję, że wada wzroku nie pogłębiła się drastycznie od ostatniego badania.
Weekend, jak to weekend, minął mi błyskawicznie i teraz już jestem w Krakowie. Właśnie wróciłam z drobnych zakupów spożywczych, sączę sobie mleko czekoladowe i słucham jak sąsiedzi na górze odkurzają. Heh, a dokładnie tydzień temu zastanawiałyśmy się ze współlokatorką czy wypada nam wynieść śmieci, tym samym łamiąc zasadę święcenia dnia Świętego ;)

Wczoraj rano dostałam telefon z firmy kurierskiej z pytaniem w jakich godzinach jestem w domu, bo chcieliby dostarczyć przesyłkę. Już miałam mówić, że niczego nie zamawiałam, ale nagle mnie oświeciło: dom, rocznica, kurier-niespodzianka - od razu skojarzyłam, że za tym musi stać nie kto inny niż mój Skarb. Kilka godzin później na progu czekał posłaniec z bukietem kwiatów i kartką. Cholera, a mówił, że w tym roku nic nie wysyłał na naszą rocznicę, bo nie znał adresu nowego mieszkania ani mojego nowego harmonogramu zajęć, a sama znałam zasadę Skarba, że jeżeli jakieś święto jest w dany dzień, to w ten dzień przesyłka ma być dostarczona. No i uwierzyłam, że nic nie kombinował :) Ech, mężczyźni...
Wiem, że żyjemy tymczasowo w związku na odległość i nie możemy spędzać czasu razem, jak "normalne" pary i iść do kina albo na kolację, po prostu spędzić Nasze Święto razem. I właśnie takie rzeczy pozwalają mi poczuć się tak, jakby On był blisko, na wyciągnięcie ręki, a nie oddalony o parę tysięcy kilometrów. Ja dla Skarba przygotowałam album ze zdjęciami z naszych wszystkich wspólnych wycieczek. Przez jakieś 4 godziny wkleiłam ok. 120 zdjęć, wspominając czas spędzony razem. Album jest duży, celowo taki kupiłam, żeby było miejsce na ciąg dalszy :) Kiedy się spotkamy, razem zrobimy podpisy i komentarze do tych zdjęć, które już się w nim znajdują. Na pomysł takiego prezentu wpadłam już w lecie minionego roku, kiedy Skarb zaczął marudzić, że powoli zaczyna się gubić co gdzie i kiedy robiliśmy. Voilà - teraz już mamy swoją małą "kronikę". Ach, zapomniałam dodać, że do albumu wkleiłam też zachowane bilety z różnych miejsc, a nawet karty pokładowe z samolotów :D Ciekawie będzie tworzyć go dalej i wrócić do niego za 5, 10 lat :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Lista zażaleń

Zupełnie nie wiem co mi się dziś stało, ale nie miałam ochoty na nic. Dopadł mnie jakiś smutek, sama nie mam pojęcia dlaczego. Cały dzień snułam się z kąta w kąt, a potem miałam pretensje do siebie, że zmarnowałam czas. No, niezupełnie, bo zrobiłam kilka zdjęć mojemu futrzakowi. Co prawda sesja jakoś szczególnie go nie ucieszyła, ale przynajmniej zwierzak starał się jakoś ehem... pozować ;) Chociaż widząc jego minę, jestem pewna, że właśnie obmyślał plan ucieczki. Dobija mnie rekrutacja na studia II stopnia, szukanie mieszkania w Krakowie (a nawet nie wiem czy mnie przyjmą na studia, wszystko okaże się dopiero pod koniec września, a wtedy dobrego mieszkania raczej nie znajdę), nagła wizyta u dentysty w przyszłym tygodniu, a do tego dochodzą przepadające lekcje z uczniami i w rezultacie brak odpowiedniej ilości środków na koncie. Wyjazd na północ coraz bliżej, pieniędzy coraz mniej, euro muszę skombinować. Czuję się trochę jak dziecko we mgle i mam nadzieję, że to tymczasowe.