Przejdź do głównej zawartości

Między pomiędzy gdzieś - małe podsumowania 2014.

Przeżyłam tydzień codziennych dojazdów na uczelnię. Jakoś daję radę, ale łatwo nie jest. Nie od dziś wiadomo, że należę do osób, które wybitnie nie lubią marnować czasu. A takie codziennie podróżowanie busem tam i z powrotem to niesamowite marnotrawienie czasu, pieniędzy i energii. Już pominę ryzyko, bo niektórzy kierowcy tak jeżdżą, że serce ma się w gardle przez całą podróż. I co z tego, że zaplanuję sobie czytanie książki przez ten czas, kiedy warunki na to nie pozwalają, bo jadę na uczelnię jak za oknem jest jeszcze ciemno, a wracam już po zmierzchu? 2x w tygodniu wstaję o 5 rano, na uczelni jestem już przed 8, a wszystko po to żeby zdążyć na zajęcia, które zaczynają się o 9:45. Może moja urocza miejscowość nie jest położona daleko od Krakowa, ale niestety połączenia z miastem są, delikatnie mówiąc, kiepskie. Pocieszam się myślą, że koniec semestru coraz bliżej, ciągle szukam też jakiegoś kąta w Krakowie i wierzę, że wszystko ułoży się po mojej myśli.

Tymczasem nadszedł grudzień. A grudzień to dla mnie taki magiczny miesiąc, kiedy podświadomie w głowie zaczynam robić różnego rodzaju podsumowania, czas przyjmuje zawrotną prędkość, dni uciekają jak szalone i zanim się nie obejrzę, miesiąc już dobiega końca. Ponadto, grudzień ma dla mnie szczególne znaczenie ze względu na fakt, że właśnie w tym miesiącu zupełny przypadek sprawił, że poznałam swojego Skarba. Tym sposobem już od kilku ładnych lat mam kolejne miłe skojarzenie z okresem Bożego Narodzenia. Tylko jedno smutne wspomnienie sprzed dziesięciu lat przyćmiewa ten czas, ale z każdym rokiem ciężar ten staje się lżejszy. W tym roku wyczekuję Świąt jeszcze niecierpliwiej, bo dane mi je będzie spędzić razem z moim Ukochanym i jego rodzicami. OK, może niekoniecznie Świąt jako takich, bo do Finlandii przylecę dopiero w drugi dzień Świąt, ale to zawsze okres bożonarodzeniowy.

Wspomniałam o podsumowaniach. Temat nasunął się niespodziewanie, kiedy nagle zdałam sobie sprawę, że listopad dobiegł końca. Pomyślałam o tym gdzie byłam dokładnie rok wcześniej i jak wiele od tego czasu się zmieniło. A ostatni rok był dla mnie bardzo intensywny. Grudniowo-styczniowy pobyt Skarba w Polsce, wspólne witanie Nowego Roku, późniejszy powrót na studia, egzaminy, obrona licencjatu, pierwsza wizyta w ojczyźnie mojego Ukochanego, poznanie jego rodziców, rekrutacja na studia magisterskie, może nie bez przejść, ale przynajmniej zakończona sukcesem, październikowy powrót na tzw. stare śmieci do Krakowa, niespodziewana śmierć pani J. w listopadzie i późniejsze zmagania z ubarwianiem szarej rzeczywistości. Mimo ostatnich dosyć smutnych wydarzeń, z pewnością dobrze zapamiętam ten rok. Nieważne jak patetycznie to zabrzmi, był to rok nowych początków, powrotów, przewrotów i rewolucji. Szczęśliwie mogę napisać, że wydarzyło się więcej dobrego niż złego i bardzo dużo się nauczyłam. I wyjątkowo nie mam tu na myśli wyłącznie moich studiów ;) Teraz z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy patrzę w przyszłość, bo wiem, że mając u boku tak wspaniałych ludzi jak mój Skarb i rodzina, mogę osiągnąć naprawdę wiele :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Lista zażaleń

Zupełnie nie wiem co mi się dziś stało, ale nie miałam ochoty na nic. Dopadł mnie jakiś smutek, sama nie mam pojęcia dlaczego. Cały dzień snułam się z kąta w kąt, a potem miałam pretensje do siebie, że zmarnowałam czas. No, niezupełnie, bo zrobiłam kilka zdjęć mojemu futrzakowi. Co prawda sesja jakoś szczególnie go nie ucieszyła, ale przynajmniej zwierzak starał się jakoś ehem... pozować ;) Chociaż widząc jego minę, jestem pewna, że właśnie obmyślał plan ucieczki. Dobija mnie rekrutacja na studia II stopnia, szukanie mieszkania w Krakowie (a nawet nie wiem czy mnie przyjmą na studia, wszystko okaże się dopiero pod koniec września, a wtedy dobrego mieszkania raczej nie znajdę), nagła wizyta u dentysty w przyszłym tygodniu, a do tego dochodzą przepadające lekcje z uczniami i w rezultacie brak odpowiedniej ilości środków na koncie. Wyjazd na północ coraz bliżej, pieniędzy coraz mniej, euro muszę skombinować. Czuję się trochę jak dziecko we mgle i mam nadzieję, że to tymczasowe.