Płaczę.
Poszłam wieczorem do łóżka z płaczem.
Rano otworzyłam oczy i zaczęłam płakać. W ogóle nie miałam siły wstać, chciałam zamknąć oczy i z powrotem zasnąć. Przebrnąć przez największą fazę smutku. Kiedy w końcu wstałam, kręciło mi się w głowie. Myślałam, że opanowałam łzy, ale nawet kiedy otworzyłam lodówkę, żeby wmusić w siebie śniadanie i zobaczyłam jego ulubione dżemy - znowu się rozkleiłam. I tak cały dzień, gdzie nie spojrzę - widzę go, słyszę jego głos i przypominają mi się fragmenty rozmów. I znowu łzy.
Czasami zastanawiam się czy jestem normalna.
Przecież nikt nie umarł, on tylko pojechał do siebie. Nie będziemy widzieć się przez najbliższe kilka miesięcy, ale on żyje, kocha mnie, a ja jego. To jednak nie zmienia faktu, że czuję się jakby ktoś wypuścił ze mnie całą radość. Wszystko mnie boli. Dziś jakoś szczególnie mnie to dotyka, bo mija 1,5 roku odkąd jesteśmy razem. Tęsknota tak bardzo boli.
Komentarze
Prześlij komentarz