Żyję, żyję! Dłuuugo mnie tu nie było, zaglądałam sporadycznie jak tylko czas pozwolił, tęskniłam za pisaniem tutaj, ale na dłuższą relację z wakacji trzeba będzie jeszcze trochę poczekać. Jesteśmy już ze Skarbem w Polsce, czas w Finlandii pędził jak szalony, zresztą teraz też jakoś nie chce zwolnić. Loty samolotem minęły mi bardzo przyjemnie, odprawy na lotnisku - czyli to, czego obawiałam się najbardziej - poszły błyskawicznie i bezproblemowo. To był mój pierwszy lot w ogóle, więc denerwowałam się odprawą bagażu i kontrolą osobistą - i chyba tylko tymi dwiema rzeczami, bo kiedy już przeszłam ten etap, cały stres odszedł w niepamięć, a pozostało przyjemne podekscytowanie podróżą i spotkaniem z moim mężczyzną. Najpiękniejszym człowiekiem jakiego dane mi było poznać. Dlatego też teraz znikam, czas korzystać z ostatniego tygodnia zanim znowu będziemy zmuszeni żyć na odległość.
A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)
Komentarze
Prześlij komentarz