Przejdź do głównej zawartości

Podróż do Finlandii | part II

Dzisiaj część druga mojej "relacji" z sierpniowego wyjazdu na północ. Ostatnio skończyłam na parkingu i wyjeździe z lotniska do Tampere, miasta oddalonego o ok. 180km na północ od stolicy Finlandii, Helsinek. Po drodze musieliśmy zahaczyć o rodzinne miasto mojego Skarba, Hämeenlinny, gdzie mieszkają jego rodzice, żeby wymienić samochód. Wszystko dlatego, że samochód Skarba kilka dni przed moim przylotem wylądował w warsztacie i K. mógł go odebrać dopiero kilka godzin przed moim dotarciem do Helsinek. Jako że coś jeszcze było z samochodem do zrobienia, K. chciał ograniczyć jego użycie do minimum. Na szczęście, jego rodzice okazali się tak mili, że pożyczyli mu swój samochód, żeby mógł pojechać nim do Helsinek, a wracając mieliśmy wpaść do domu rodziców, zmienić samochód i do Tampere pojechać już jego własnym. Wszystko fajnie się złożyło, bo jego miasto rodzinne leży między Helsinkami, a Tampere, więc nie musieliśmy zbaczać i nadkładać drogi.
Do Hämeenlinny dotarliśmy w środku nocy, szybko przerzuciliśmy bagaże i ruszyliśmy w dalszą drogę. Ten mały postój nas orzeźwił, a ja się uspokoiłam, bo wiedziałam, że Skarb nawet bez wycieczki do Helsinek miał bardzo długi i ciężki dzień, a postój i zmiana samochodu widocznie dodały mu energii. I tutaj miała miejsce zabawno-żenująca sytuacja: przejeżdżając przez jedną z bocznych uliczek na przystanku zobaczyliśmy parkę w bardzo jednoznacznej sytuacji. OK, ja zobaczyłam, bo na szczęście K. patrzył na drogę, ja natomiast cały czas obracałam głowę niczym sówka, bo nie chciałam żeby coś umknęło mojej uwadze. To się naoglądałam... Odruchowo krzyknęłam i wyjaśniłam Skarbowi co się stało. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak zażenowanego. Potem już tylko się śmialiśmy, że on przez 25 lat nigdy nie widział podobnej sytuacji, a ja jak tylko trafiam do Finlandii - bum, jak na zawołanie. Nie ma co, pierwszego wrażenia z rodzinnego miasta Skarba chyba nigdy nie zapomnę :D Ale, ale! To był tylko jeden taki incydent, a moje pozostałe wspomnienia z tamtej podróży to ciche, urokliwe uliczki, przytulne, drewniane domy, lasy, za nimi przebłyskujące jeziora, mgła unosząca się nad łąkami i drogi otoczone skałami. Coś fantastycznego. Wszystko to mogłam zobaczyć, bo zaczęło się rozjaśniać (o ile dobrze pamiętam) między 2 a 3 nad ranem. Po ok. godzinie dojechaliśmy do Tampere. Był sobotni, bardzo wczesny i już całkiem jasny ranek. Dotarliśmy do mieszkania, szybko ogarnęliśmy się w łazience, po czym padliśmy jak muchy. Spaliśmy kilka godzin, ale już przed 10 byliśmy gotowi by wyruszyć "na podbój miasta". Pogoda była wymarzona na długi spacer. Pojechaliśmy do centrum miasta, a stamtąd udaliśmy się na wzgórze Pyynikki, gdzie znajduje się wieża widokowa.
W drodze na Pyynikki, drewniane domy w pobliżu centrum miasta

Po krótkim spacerze uroczą aleją, która mi osobiście przypominała drogę na Kopiec Kościuszki w Krakowie, zobaczyliśmy Pyynikin näkötorni, czyli wieżę widokową Pyynikki:
Zanim jednak wdrapaliśmy się na wieżę, wstąpiliśmy do małej kawiarni na dole i zjedliśmy munkki - ciastko przypominające pączka z dziurą na środku, całego posypanego cukrem - bardzo dobre, bardzo kaloryczne i bardzo... zapychające. Zjadłam tylko połowę swojego i nie mogłam więcej :D
Niestety, nie zrobiłam zdjęcia, więc dodaję zdjęcie ilustracyjne, znalezione za pomocą google ;)

Kiedy już zjedliśmy munkki i wypiliśmy soczki, wyszliśmy po wąskich schodkach na wieżę, a tam po raz pierwszy (i jak się okazało później, nie ostatni) dech zaparło mi w piersi.
Panorama Tampere z wieży widokowej Pyynikki

Pozachwycaliśmy się trochę (taaa...) widokami i poszliśmy na spacer po pobliskim lesie. W zasadzie to trochę dziwnie pisać o Finlandii, że poszło się na spacer do POBLISKIEGO lasu. No, ale... Pyynikki to wzgórze, położone bardzo blisko miasta (nawet mogę powiedzieć, że jest blisko centrum), porośnięte lasem. Z perspektywy wieży jest to właśnie POBLISKI las :D
Niestety, odczuwaliśmy jeszcze skutki poprzedniego dnia i nie mieliśmy siły obejść całego wzgórza, jednak ten fragment, który zobaczyliśmy, całkowicie mnie zachwycił. W lesie wyznaczone były konkretne ścieżki, którymi można się poruszać i co jakiś czas można znaleźć taras widokowy. Trochę ryzykownym pomysłem było postawienie ławeczek na takich tarasach, bo ja na przykład mogłabym tak siedzieć i patrzeć, i podziwiać, i spędzić tak pół życia. Podejrzewam, że w tej kwestii nie jestem odosobnionym przypadkiem :D
I to jest dla mnie cała Finlandia: lasy, jeziora, wyspy, granitowe skały, GDZIENIEGDZIE człowiek i GDZIENIEGDZIE miasto. Cudo!
 Ach, i jeszcze stateczki :)
Wracając z Pyynikki, zrobiłam jeszcze kilka ujęć miejsc typowych dla Tampere:
Most Hämeensilta nad Tammerkoski - bardzo rozbawiłam Skarba, kiedy przez moim przylotem zapytał mnie co bym chciała zwiedzić/zobaczyć i m.in. wymieniłam Hämeensilta. No cóż, wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będąc w Tampere NIE SPOSÓB nie zobaczyć tego mostu :D
Typowe dla Tampere - miasta przemysłowego - budynki fabryk.
I ostatnie zdjęcie, które zrobiłam pierwszego dnia - Tampereen vanha kirkko - Stary Kościół w Tampere, w samym sercu miasta :)

Dzisiaj nic już więcej nie napiszę, padam na twarz. Kolejna część relacji już niebawem, zapraszam!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Nieprawdopodobne, ale prawdziwe, czyli trochę o paznokciach

Tak! Dlaczego tak zaczęłam tytuł dzisiejszego postu? To proste, akurat paznokcie to nigdy nie była moja bajka, a przynajmniej jeszcze do niedawna nie rozumiałam jak można ekscytować się tym tematem.