Przejdź do głównej zawartości

Samobójstwo fantastyczne

Przede mną stoi kubek z muminkami po brzegi wypełniony kawą. Po lewej piętrzą się słowniki i materiały do nauki fińskiego. Po prawej słowniki do angielskiego. To tak w celu zmotywowania się do skończenia zaległego tłumaczenia, które wisi nade mną jak.. nie wiem co. Jakoś nie jestem ostatnio w nastroju na nic. Wyniki rekrutacji na II stopień studiów coraz bliżej, przez co nie dam rady na niczym się skupić. Rytm dnia też mam totalnie rozstrojony, zasypiam ok. 2 nad ranem, wstaję o 10. I nieważne jak wcześnie chodzę spać, przez parę godzin muszę przewracać się z boku na bok. Za dużo stresu, za dużo myśli w rozczochranej. A w ciągu dnia zdycham. Moje wielkie postanowienie porzucenia kawy odeszło w zapomnienie. Chociaż muszę przyznać, że jakiś czas temu udało mi się przestać pić ten aromatyczny, wręcz życiodajny, płyn na dobrych kilka miesięcy. Niestety, z radością wróciłam do tego jakże przyjemnego nałogu.
Wszystkie sprawy powoli idą do przodu. Studia, fiński, lekcje, tłumaczenia - wszystko się klaruje. W tym tygodniu powinno być już całkiem jasno. Później już tylko jaśniej, mam nadzieję. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, końcówka wakacji będzie przyjemnie intensywna. Póki co snuję swoje małe plany i kolejno odhaczam je na liście jako zrobione. I tego mam zamiar się trzymać. Mniej czasu na myślenie, więcej działania. I wszyscy będą happy. A jeszcze z takich działań całkiem pozytywnych, sięgnęłam ostatnio na moją półkę z książkami dot. Finlandii - są tam zarówno dzieła popularnonaukowe traktujące o kraju, jego historii, kulturze itd, albumy, kursy językowe, słowniki, ale także książki fińskich autorów. Trafiła mi w ręce pozycja wręcz idealna na koniec wakacji:
Książkę czytałam już kilka lat temu i pamiętam, że bardzo mi się podobała. Teraz pragnę ją nieco odświeżyć i czytam jeszcze raz. Czytam? Przepraszam, POCHŁANIAM. Do końca zostało mi jakieś 110 stron i myślę, że poradzę sobie z nimi jeszcze tej nocy ;) Wiadomo, że Finowie mają specyficzne poczucie humoru i ogólnie osobliwe podejście do życia, a jak tak sobie obserwuję, Lapończycy (a przynajmniej ci fińscy), ONI dopiero mają podejścia! Pan Arto Paasilinna, urodzony w miejscowości Kittilä, jest właśnie takim fińskim Lapończykiem i w swojej książce w zabawny (!) sposób podchodzi do problemu samobójstwa. OK, ja rozumiem, że fikcja literacka itede, ale faktem jest, że na północy problem samobójstw jest dosyć poważny. Przykładowo, w 1990 r., czyli kiedy Paaslinna publikował swoją książkę, wskaźnik samobójstw w Finlandii przekraczał 1500 osób, co na kraj zamieszkiwany przez ok. 5mln ludzi jest naprawdę wysoką liczbą. Na szczęście od tego czasu statystyki znacznie spadły i miejmy nadzieję, że tendencja spadkowa się utrzyma. Co ciekawe, to mężczyźni częściej decydują się skończyć swoje życie, liczba ta od lat trzykrotnie przewyższa liczbę samobójstw popełnionych przez kobiety. A jak ugryzł ten temat Paasilinna? Z tyłu książki możemy się dowiedzieć, że:
Dyrektor Onni Rellonen i pułkownik Hermanni Kemppainen przypadkowo wchodzą do tej samej stodoły, by popełnić samobójstwo. Jednak postanawiają je odłożyć, zamieszczają ogłoszenie w gazecie i zbierają grupę osób, podobnie jak oni zniechęconych do życia. W końcu wyruszają autokarem w zwariowaną podróż po Europie, chcąc znaleźć odpowiednie miejsce na zrealizowanie ponurego zamiaru.
Na razie nic więcej odnośnie fabuły nie zdradzę, ale momentami zastanawiam się co też może siedzieć w głowie autora, że wpadł na pomysł ujęcia tematu z tej strony. W zasadzie z tak wielu różnych perspektyw. Swoją drogą, zastanawiam się czy pomysł fikcyjnych bohaterów - Rellonena (którego imię, Onni - o ironio - oznacza "szczęście") i Kemppainena - nie dałoby się wykorzystać jako formę terapii dla osób myślących nad samobójstwem. No dobra, kończę już, bo za dużo powiem ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Lista zażaleń

Zupełnie nie wiem co mi się dziś stało, ale nie miałam ochoty na nic. Dopadł mnie jakiś smutek, sama nie mam pojęcia dlaczego. Cały dzień snułam się z kąta w kąt, a potem miałam pretensje do siebie, że zmarnowałam czas. No, niezupełnie, bo zrobiłam kilka zdjęć mojemu futrzakowi. Co prawda sesja jakoś szczególnie go nie ucieszyła, ale przynajmniej zwierzak starał się jakoś ehem... pozować ;) Chociaż widząc jego minę, jestem pewna, że właśnie obmyślał plan ucieczki. Dobija mnie rekrutacja na studia II stopnia, szukanie mieszkania w Krakowie (a nawet nie wiem czy mnie przyjmą na studia, wszystko okaże się dopiero pod koniec września, a wtedy dobrego mieszkania raczej nie znajdę), nagła wizyta u dentysty w przyszłym tygodniu, a do tego dochodzą przepadające lekcje z uczniami i w rezultacie brak odpowiedniej ilości środków na koncie. Wyjazd na północ coraz bliżej, pieniędzy coraz mniej, euro muszę skombinować. Czuję się trochę jak dziecko we mgle i mam nadzieję, że to tymczasowe.