Jednym okiem zerkam na finał Mundialu, drugim tutaj. Dzień zaczął się zaskakująco. O 7 mój futrzak uznał, że to idealna pora na miseczkę mięska, a jako że koty nie znoszą sprzeciwu - mięsko musiało być. Zwlokłam się więc z łóżka i postawiłam przed nim wypełnioną miskę, po czym zadowolona wróciłam pod ciepłą kołderkę. Dobrze, że nie zasnęłam od razu, bo pewnie nie usłyszałabym jak po chwili coś zaczęło się szamotać przy oknie. Oczywiście, kot. Wskoczył na parapet, a że okno było uchylone i sznurek od rolet wisiał swobodnie, jakimś cudem zwierzak się w ten sznurek zaplątał. Bogu dziękuję, że coś mnie tknęło i wstałam zobaczyć co się dzieje. Bruni był naprawdę wystraszony, bo myślał, że jak będzie ciągnął, to ten sznurek w końcu się przerwie. A tym sposobem właśnie zaciskał go sobie wokół szyi. Nawet nie chcę myśleć co by było gdyby się pośliznął i spadł z parapetu. A on ślizga się dosyć często, bo persy dłuższe włosy mają też na łapkach.
Kiedy ponownie wróciłam do łóżka i zasnęłam, zadzwonił mój mężczyzna. "Bo uwielbia słuchać mojego głosu tuż po przebudzeniu". No bomba. Nawet nie pamiętam co dokładnie mu mówiłam, nie wiem czy chcę wnikać w szczegóły. I tak go uwielbiam.
Tak jak wczoraj zaplanowałam, urządziłam dziś sobie małe, domowe spa. Weekend po obronie miał być leniwy i starałam się tego trzymać. W głowie tylko snuję plany na najbliższy tydzień. A w zasadzie 3 tygodnie pozostałe do mojego wylotu. Odlotu. Wyjazdu. Zwał jak zwał - wakacji ze Skarbem.
A wracając do spa... Na pierwszy ogień poszedł olej kokosowy do włosów. Dawno ich tak nie rozpieszczałam, ostatnio ciągle tylko maski, maski, maski. Mało brakowało, a zapomniałabym jak uwielbiam zapach kokosu na włosach! Olej doprowadziłam do postaci płynnej, rozprowadziłam na mokrych włosach i zostawiłam na kilka godzin, niech kłaki się cieszą. W międzyczasie porozpieszczałam też paznokcie, które z kilkudniowym lakierem czekoladowym (teoretycznie zwanym rubinem, ale rubinowy okazuje się tylko przy zmywaniu) nie prezentowały się najlepiej. Zmyłam tę czekoladę, wymoczyłam dłonie w wodzie z cytryną, potem skróciłam paznokcie (2 mm to już dla mnie za dużo), opiłowałam, odsunęłam skórki i pomalowałam na beżowy nude. Później trening, a po treningu kąpiel z dodatkiem soli cytrynowo-sosnowej, do tego peeling cukrowy domowej roboty, żel nawilżający adidas i mam skórę jak niemowlę ;) Swoją drogą, nie wiem jak wcześniej funkcjonowałam bez peelingu cukrowego - fantastyczny, polecam każdemu!
OK, druga połowa się zaczęła, wracam do kibicowania :)
Komentarze
Prześlij komentarz