Przejdź do głównej zawartości

Niedzielnie

Porównując do zeszłego tygodnia, ta niedziela minęła mi wręcz pracowicie. Chęć zjedzenia na śniadanie czegoś lekkiego minęła mi gdy tylko się obudziłam i pomyślałam o przepysznym omlecie z szynką i cebulką. Pół godziny później już delektowałam się jego smakiem, a nieskromnie dodam, że wyjątkowo mi się udał. W kuchni rzuciła mi się w oczy miseczka z borówkami amerykańskimi, świeżo zerwanymi z naszego ogrodu. Borówki wręcz krzyczały, żeby coś z nimi zrobić. I dalej, ślinka mi pociekła na myśl o leciutkim jak chmurka biszkopcie z borówkami posypanym cukrem pudrem. Wyskoczyłam jeszcze szybko do ogrodu i zerwałam poziomki i, prawdopodobnie ostatnie w tym roku, maliny. Po niespełna dwóch godzinach biszkopcik był gotowy, a jego zapach wypełniał cały dom. Uwielbiam proste ciasta, a na te z masą nie mogę patrzeć. No, chyba, że chodzi o tort czekoladowy, wtedy nie znam umiaru w jedzeniu ;)
Reszta dnia minęła mi błyskawicznie. Jak tylko upiekłam biszkopt, zagłębiłam się w odpowiednie przewodniki, bo wiedziałam, że wieczorem będziemy ustalać z K. miejsca, które razem zwiedzimy w jego mieście i okolicach. I całkiem przepadłam - miałam skupić się na czytaniu przewodnika i ewentualnym punktowaniu gdzie co i jak, a w ruch poszedł Internet, odpowiednie strony, google maps, street view i... zrobiłam sobie tylko godzinną przerwę, żeby zrobić i zjeść obiad, a potem kontynuowałam wirtualne zwiedzanie. Wieczorem powróciłam do rzeczywistości by powyciskać z siebie trochę potu na treningu, wziąć prysznic i porozmawiać ze Skarbem. Nie mogę uwierzyć, że już za 2 tygodnie będziemy razem. Pamiętam kiedy 4 miesiące temu kupiliśmy bilety, wtedy sierpień wydawał się tak bardzo odległy. A teraz ten czas skurczył się do 2 tygodni. Oby tylko podróż minęła bezpiecznie. Będę lecieć pierwszy raz samolotem i to zupełnie sama, drżę trochę na myśl o pakowaniu, bramkach i kontrolach, a co będzie potem już mniej mnie stresuje - podczas lotu praktycznie nic nie zależy ode mnie, o swoje bezpieczeństwo mogę tylko zadbać wyłączając telefon i zapinając pasy, reszta w rękach załogi, więc dodatkowy stres jest tu zbędny. Jakoś nauczyłam się oszczędzać nerwy (a przynajmniej staram się to robić, dla własnego dobra), szczególnie jeżeli chodzi o sytuacje, w których mało co jest zależne ode mnie. 
Dobra, kończę już. Do wylotu zostały niecałe 2 tygodnie, więc z pewnością o podróżach i strachu coś się jeszcze tutaj pojawi. Uciekam do łóżka, a jeżeli ktoś to czyta - dobrej nocy życzę :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Lista zażaleń

Zupełnie nie wiem co mi się dziś stało, ale nie miałam ochoty na nic. Dopadł mnie jakiś smutek, sama nie mam pojęcia dlaczego. Cały dzień snułam się z kąta w kąt, a potem miałam pretensje do siebie, że zmarnowałam czas. No, niezupełnie, bo zrobiłam kilka zdjęć mojemu futrzakowi. Co prawda sesja jakoś szczególnie go nie ucieszyła, ale przynajmniej zwierzak starał się jakoś ehem... pozować ;) Chociaż widząc jego minę, jestem pewna, że właśnie obmyślał plan ucieczki. Dobija mnie rekrutacja na studia II stopnia, szukanie mieszkania w Krakowie (a nawet nie wiem czy mnie przyjmą na studia, wszystko okaże się dopiero pod koniec września, a wtedy dobrego mieszkania raczej nie znajdę), nagła wizyta u dentysty w przyszłym tygodniu, a do tego dochodzą przepadające lekcje z uczniami i w rezultacie brak odpowiedniej ilości środków na koncie. Wyjazd na północ coraz bliżej, pieniędzy coraz mniej, euro muszę skombinować. Czuję się trochę jak dziecko we mgle i mam nadzieję, że to tymczasowe.