Przejdź do głównej zawartości

Pierwsze trzy miesiące na obczyźnie

Hej, dzisiaj zapraszam Was na wpis okraszony zdjęciami dotyczący, jak tytuł wskazuje, moich początków na emigracji. Jako że z Polski wyjechałam do innego kraju Unii Europejskiej, bez rejestrowania pobytu mogłam przebywać w Finlandii 3 miesiące, o czym zresztą wspominałam już TUTAJ i TUTAJ. 3 miesiące, które właśnie dzisiaj mijają. Jak więc teraz ma się sprawa z rejestracją pobytu i czy zdołaliśmy z K. doprowadzić ją do szczęśliwego happy endu? Czytajcie dalej i przekonajcie się sami.
W poście podsumowującym moje dwa pierwsze tygodnie w Finlandii wspomniałam naszą pierwszą wizytę na policji w Nokii, która być może dobrze się nie skończyła, ale z pewnością rozjaśniła nam naszą sytuację i nieco ułatwiła dalsze postępowania. Przyznaję, jadąc na policję 6go dnia po przyjeździe do Finlandii i w zasadzie nie wiedząc nic jak ugryźć temat, teoretycznie wiedzieliśmy, że cudów nie należy oczekiwać i tego dnia raczej nie dopniemy sprawy do końca, ale przynajmniej dowiemy się co i jak i wtedy nic nie zaskoczy nas po 3 miesiącach. Teoretycznie, bo praktycznie z tyłu głowy pojawiła się myśl i wznieciła nadzieję, że "a może jednak cud się zdarzy". Oj, dobrze mówią, że nadzieja matką głupich, dobrze... Posterunek policji opuściliśmy z K. bez rejestracji, za to z kolejnym formularzem w ręce i poleceniem napisania jeszcze jednego pisma, a także planem w głowach ;) Po tej wizycie sprawa z rejestracją nieco ucichła w naszym domu, daliśmy sobie czas. Ja zaczęłam kurs fińskiego, a w międzyczasie szukaliśmy też na spokojnie dla mnie pracy. Pod koniec października temat powrócił i zdecydowaliśmy się zaklepać kolejny termin, tym razem na policji w Tampere, gdzie posterunek jest większy, więc jest większa szansa, że dogadam się po angielsku. Plan dobry, problem w tym, że skoro posterunek większy, to i większe kolejki. Tym samym pierwszy możliwy termin był 1go grudnia, czyli ponad dwa tygodnie po "wymaganych" trzech miesiącach. Mimo wszystko, o powtórnej wizycie na policji w pobliskiej Nokii już nawet słyszeć nie chciałam. Zaklepaliśmy więc ten termin w Tampere. Wkrótce zaczął się listopad, a we mnie zaczął narastać lęk pt. co-jeśli-te-dwa-tygodnie-po-terminie-to-za-długo-i-deportują-mnie-przymusowo-do-Polski. Sic.
Tym sposobem, jakoś w pierwszym tygodniu listopada stwierdziliśmy, że dla świętego spokoju zrobimy sobie jednak tę wycieczkę na policję w Nokii. Sprawdziliśmy wolne terminy, pierwszy możliwy 10go listopada, czyli dokładnie dwa dni przed upływającym terminem. Zaklepaliśmy. Skompletowaliśmy dokumenty, tj. wypełniliśmy formularz, który wcześniej otrzymaliśmy, zawierający liczne pytania dotyczące naszego związku. W sumie trzy strony naszej historii w pigułce. Do tego przygotowaliśmy oświadczenie, w którym K. zobowiązał się wspierać mnie finansowo ze względu na to, że w dalszym ciągu nie mam tu pracy. Dodatkowo przygotowaliśmy wyciągi z kilku jego wypłat w celu potwierdzenia, że to w zupełności wystarczy na utrzymanie dwóch osób. Zaktualizowaliśmy także podstawowy formularz ze strony policji, który mieliśmy wcześniej, zrobiliśmy kopię umowy wynajmu mieszkania, w szkole językowej poprosiłam o wydanie zaświadczenia, że na takowy kurs uczęszczam, spakowaliśmy nasze paszporty, moje dyplomy i suplementy ze studiów w wersji angielskiej, nawet zabraliśmy nasz Album Rodzinny - ogromną skórzaną księgę z wklejonymi zdjęciami ze wszystkich naszych wojaży od początku naszego związku, którą przygotowałam dla K. na naszą drugą rocznicę. W ten sposób uzbrojeni stawiliśmy się na policji. Trafiliśmy na tę samą Panią, która szybko nas skojarzyła, dokładnie zapoznała się z papierami, po czym długo stukała w klawiaturę. Im mniej mówiła, a więcej pisała, tym bardziej wierzyłam, że tym razem sprawa się powiedzie. Co więcej, bardzo mnie ucieszył fakt, że tym razem rozumiałam większą część z tego co mówiła, bo trzy miesiące temu to... ni w ząb ;) Najważniejsze jednak jest to, że sprawa została popchnięta dalej i miejmy nadzieję zmierza ku szczęśliwemu końcowi. W każdym razie Pani powiedziała, że ona nie widzi powodu, dla którego mieliby odmówić mi rejestracji. Kamień z serca, jednak na wszelki wypadek nie puszczamy kciuków dopóki nie dostaniemy oficjalnego potwierdzenia ;) A o tym z pewnością dam znać na Instagramie lub Facebooku.
Teraz czas na obiecane zdjęcia - krótkie podsumowanie tych trzech miesięcy w Finlandii.
Od tego wszystko się zaczęło: nasze paszporty, ostatnie zdjęcie zrobione przed wyjazdem z domu, z Polski :)
Pierwsze testowanie fińskich słodyczy
Czymże byłaby Finlandia bez salmiaka..?

Mój pierwszy mecz hokeja (nie żebym grała, wtedy już bym tu nie pisała ;), HPK vs Kärpät, Walka była zacięta, ale wygrała Hämeenlinna! :)
Po czym poznać pierwsze objawy tęsknoty do ojczyzny? Że zamiast oburzenia moją pierwszą myślą po zobaczeniu napisu było: "o, rodacy!"

Kolejny polski akcent: szwedzkie meble z Polski w polsko-fińskim domu :)
Polskie akcenty także w quizie z Helsingin Sanomat ;)

roadtrippin'
Niespodzianka na pchlim targu w małym fińskim miasteczku - polskie bajki dla dzieci! Perełka!
A skoro w temacie książek jesteśmy... Z uśmiechem patrzę na to zdjęcie, zrobione tuż po zakupie mojego pierwszego podręcznika do fińskiego. Teraz, po dwóch miesiącach dobiegam do końca książki. Świetnie zrobiona, polecam każdemu, kto chce się uczyć fińskiego!

Październik najbrzydszym miesiącem w Finlandii. Tjaa...


Jyväskylä

"Pamiątka" z wizyty u lekarza ;)






Zdjęcie słabej jakości, bo słabe oświetlenie, był mróz i padał śnieg, ale za to jaki klimat! <3 
Spadł pierwszy śnieg, na ulicach pojawiły się słupki ułatwiające późniejsze odśnieżanie - tak, końcówka czerwona żeby była dobrze widoczna znad śniegu, miejmy nadzieję, że jej nie przysypie ;)

To już koniec dzisiejszego "fińskiego" wpisu. Dajcie znać, czy zdjęcia Wam się podobały i trzymajcie kciuki za dalsze postępowania w kwestii rejestracji!


Pozdrawiam serdecznie i do następnego postu,
A jeżeli chcecie na bieżąco dowiadywać się o moich poczynaniach, zapraszam na mój:
oraz

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Hawajskie mydełko

Tak, tak, zamierzałam pisać tu codziennie, jednak nie przewidziałam problemów z internetem. Zresztą, problemy z internetem mają to do siebie, że nie sposób ich przewidzieć - weźmy na przykład taką sytuację; Spokojne, ciepłe popołudnie. Do domu przyjechał mój Brat z kumplem opowiedzieć o ich podróży na Hawaje, z której dzień wcześniej wrócili. Pokazują zdjęcia, Brat jeszcze chciał skorzystać na swoim laptopie z internetu, więc podałam mu hasło do sieci, wszystko pięknie i cudownie. Kilka godzin później pojechali, ja zrobiłam sobie lekką kolację i zasiadłam przed komputerem, żeby przejrzeć fora, zrobić trening i szybko biec pod prysznic, bo ze Skarbem byliśmy umówieni na Skype. A tu cios w samo serce - nie można ustanowić połączenia. Połączenie niezaufane. Sprawdź datę i godzinę w celach bezpieczeństwa. JA NIEZAUFANA?! Komunikat kazał czekać kilka godzin. Poczekałam dwie. Dwie to przecież parę godzin, a od pary niedaleko do kilku. Zadzwoniłam do operatora, miły pan obiecał szyb