Przejdź do głównej zawartości

Nieprawdopodobne, ale prawdziwe, czyli trochę o paznokciach

Tak! Dlaczego tak zaczęłam tytuł dzisiejszego postu? To proste, akurat paznokcie to nigdy nie była moja bajka, a przynajmniej jeszcze do niedawna nie rozumiałam jak można ekscytować się tym tematem.

















Przypuszczam, że powód tego jest bardzo prozaiczny, już od dziecka miałam awersję do wszelkiego rodzaju sztuczności, zarówno w zachowaniu, jak i wyglądzie. W czasie, kiedy byłam nastolatką, prym wiodły tipsy, żele i inne cuda, które wg mnie były sztuczne i ta sztuczność przez nie przebijała. Nie podobało mi się piłowanie naturalnej płytki paznokcia, grubość żelu, nienaturalna długość tipsów u koleżanek, a szczególnie tego, jak paznokcie się niszczyły i jak wyglądały po takich zabiegach "upiększających". Tym sposobem nigdy nie miałam żadnych ciągotek w tym kierunku, zwykłe lakiery w pełni mnie satysfakcjonowały, a do tej pory tylko jeden jedyny raz pozwoliłam komuś pomalować mi paznokcie - a było to przed studniówką. Podkreślam, paznokcie były malowane, na mojej płytce, czyli żadnych żeli, akryli, tipsów ;) Dopiero na studiach magisterskich pozazdrościłam odrobinę niektórym koleżankom, których manicure był zawsze estetycznie wykonany i taki.. no, jaki powinien być wg mnie :) Okazało się, że między żelami, akrylami i zwykłymi lakierami, są jeszcze lakiery hybrydowe, i właśnie to okazało się dla mnie strzałem w dziesiątkę! Paznokcie wyglądają estetycznie, lakier utrzymuje się parę tygodni i przez te parę tygodni w ogóle się nie zmienia (pięknie błyszczy, nie odpryskuje itd.). Zestaw do zrobienia manicure hybrydowego dostałam pod choinkę. Jako że "zamówiłam sobie" prosty zestaw z allegro, lakiery do niego dołączone pozostawiały wiele do życzenia, jednak niedługo po zakupie zainwestowałam w bazę, top i lakier, na próbę tylko jeden, firmy Semilac i bardzo jestem zadowolona z tej decyzji. W ten weekend, o ile dobrze liczę, manicure robiłam po raz piąty i po raz pierwszy z nowym kolorem. Poniżej publikuję zdjęcia moich pierwszych zmagań z lakierami dołączonymi do zestawu z allegro i późniejsze, dla porównania, z Semilacami.

Zdjęcia zestawu nie publikuję, ale w jego skład wchodziły następujące rzeczy:
1. Lampa UV tunelowa 36W to ważne, bo są jeszcze wersje 9W, ale są bardzo słabe. Ja zdecydowałam się na lampę w kolorze miętowym.
2. 5 patyczków z drzewa pomarańczowego
3. Dwa bloczki polerskie
4. 3 pałeczki fimo z kwiatkami do zdobienia paznokci
5. 5 fiolek z brokatami, różne kolory
6. 50 wacików bezpyłowych
7. Cleaner 100ml
8. Zmywacz bezacetonowy zapachowy 100ml
9. Remover do hybryd 100ml
10. Korektor do lakieru w pisaku
*11. Top&baza 15ml
*12. 4x lakier hybrydowy 6ml
*13. Płytka instruktażowa

Dosyć długa lista, ale jak widzicie zestaw zawiera wszystko co potrzebne do zrobienia manicure hybrydowego. Trzy ostatnie pozycje z listy oznaczam jako niewypały. Lakiery, jak już wcześniej wspomniałam, okazały się bardzo słabej jakości, ich konsystencja była mocno żelowa, przez co ciężko się je nakładało, a pędzelki też pozostawiały wiele do życzenia. Efekt był średnio zadowalający, paznokcie wyglądały bardzo grubo i nieestetycznie. Dlaczego płytka też była nie wypałem? Cóż, jako osoba ze znikomym doświadczeniem w malowaniu paznokci liczyłam, że instrukcje bardzo mi pomogą, jednak okazało się, że płytka jest czysta(!). No ale od czego jest internet i YouTube ;) Zdjęcia paznokci wykonanych nimi prezentuję poniżej:
Manicure nr 1, czyli moja pierwsza w życiu hybryda. Baza, lakier i top dołączone do zestawu kupionego na allegro, tj. Base&Finish Innovations Nails System, lakier New Technology Nails nr 118.

Powyżej hybryda nr 2 i moje sylwestrowe eksperymenty z brokatem dołączonym do zestawu. Użyte lakiery to te dołączone do zestawu: Base&Finish Innovations Nails System, lakier New Technology Nails nr 52.
Jak widzicie powyżej, niezbyt estetycznie to wyglądało. Z pewnością swoje zrobił fakt, że było to też moje pierwsze samodzielne doświadczenie z lakierami hybrydowymi i dopiero poznawałam "z czym to się je".

Poniżej efekty zabaw z Semilacami:

Semilac nr 082, Luminous Cyclamen, bardzo ciężki do uchwycenia, tutaj w świetle dziennym. Chyba też kolor bardzo niedoceniany, bo w internecie z podobnych odcieni prym wiedzie Mardi Gras, ten jest bardzo do niego zbliżony, ma w sobie delikatne drobinki i uważam, że jest to naprawdę piękna, głęboka fuksja. Mój pierwszy Semilac, kolor pomógł mi wybierać mój Skarb. Przyznajcie, zna się na rzeczy ;)

Tutaj kolejny Semilac, nr 032, czyli popularny Biscuit.
Zwykle na moich paznokciach goszczą barwy zdecydowane, do nudziaków byłam uprzedzona ze względu na ich słabe krycie, prześwity i smugi. Biscuit potrzebuje 3 warstw żeby faktycznie perfekcyjnie pokryć paznokieć, do tego dochodzi baza i top, czyli razem mamy 5 warstw hybrydy. Czy to za dużo czy za mało - nie mnie to oceniać. Uważam jednak, że jeżeli te warstwy są cieniutkie (a takie wystarczą), to hybryda wcale nie wygląda grubo. Do tego, jeśli paznokieć jest długi (nad tym muszę jeszcze popracować i przyzwyczaić się do paznokci, które wychodzą poza opuszek), Biscuit sprawia, że dłonie prezentują się wyjątkowo schludnie i kobieco.

Tyle dziś ode mnie. Mam nadzieję, że dotrwaliście do końca. Jeżeli macie dla mnie, czyli osoby dopiero zaczynającej przygodę z hybrydami, jakieś uwagi, śmiało dzielcie się nimi w komentarzach lub mailowo. Przypominam, że wszelki kontakt możecie znaleźć na górze prawego marginesu bloga, gdzie oprócz maila, znajdziecie także linki na mój profil na Facebooku i Instagramie. Lajkujcie, obserwujcie, dzielcie się uwagami, wszelka krytyka mile widziana :)

Od siebie mam jeszcze pytanie do Was, jakie kolory lakierów hybrydowych polecacie? Znacie firmy inne niż Semilac godne polecenia, gdzie cena jest znośna, a jakość nie pozostawia wiele do życzenia? Na jakie firmy lepiej uważać? Nie ukrywam, że jako początkująca w tej dziedzinie, liczę na Wasze rady :) Pozdrawiam Was ciepło i do następnego razu!

PS. Edytowałam poprzedni post i, zgodnie z obietnicą dodałam zdjęcia z wycieczki do Cieszyna. Zapraszam do oglądania :) KLIK

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Hawajskie mydełko

Tak, tak, zamierzałam pisać tu codziennie, jednak nie przewidziałam problemów z internetem. Zresztą, problemy z internetem mają to do siebie, że nie sposób ich przewidzieć - weźmy na przykład taką sytuację; Spokojne, ciepłe popołudnie. Do domu przyjechał mój Brat z kumplem opowiedzieć o ich podróży na Hawaje, z której dzień wcześniej wrócili. Pokazują zdjęcia, Brat jeszcze chciał skorzystać na swoim laptopie z internetu, więc podałam mu hasło do sieci, wszystko pięknie i cudownie. Kilka godzin później pojechali, ja zrobiłam sobie lekką kolację i zasiadłam przed komputerem, żeby przejrzeć fora, zrobić trening i szybko biec pod prysznic, bo ze Skarbem byliśmy umówieni na Skype. A tu cios w samo serce - nie można ustanowić połączenia. Połączenie niezaufane. Sprawdź datę i godzinę w celach bezpieczeństwa. JA NIEZAUFANA?! Komunikat kazał czekać kilka godzin. Poczekałam dwie. Dwie to przecież parę godzin, a od pary niedaleko do kilku. Zadzwoniłam do operatora, miły pan obiecał szyb