Przejdź do głównej zawartości

The Body Shop | Migdałowy krem do rąk i paznokci

Dziś kilka słów o moim ostatnim pogotowiu ratunkowym dla podrażnionych dłoni, czyli migdałowym kremie do rąk i paznokci z The Body Shop.
Do sklepu trafiliśmy przypadkiem ze Skarbem kiedy byłam u niego i razem spacerowaliśmy po Tampere. Sklep znałam do tej pory tylko z internetu, więc kiedy zobaczyłam znajome logo zdecydowaliśmy się zajrzeć by pomacać i powąchać to co mają do zaoferowania;) Zachwyciły mnie zapachy kosmetyków oraz oryginalne, estetycznie wyglądające opakowania. Ze sklepu wyszliśmy z szamponem imbirowym dla Skarba, bo miał problemy z łupieżem. Miał, bo po jednym użyciu 90% łupieżu zniknęło, a włosy były tak mięciutkie, że... ojej :D
No ale nie o szamponie miało być. Kilka dni później musieliśmy wrócić do sklepu już z konkretnym zamiarem zakupu, bo siarczysty fiński mróz (i/lub płyn do naczyń, chociaż w to akurat wątpię) 'trochę' podrażnił moje dłonie, na których pojawiły się zaczerwienienia i drobne krostki. 
Krem doradziła nam miła pani ekspedientka. Początkowo sugerowała inny, w zielonej tubce z... marihuaną, ale zapach mnie jednak trochę odrzucił, zbyt hmm... męski (który po kilku dniach - tak, w ciągu tygodnia trzykrotnie wpadliśmy do TBS :D- nabył dla siebie mój mężczyzna). Zapach kremu z olejkiem migdałowym jest już o niebo lepszy, a w kwestii działania też wypada bardzo dobrze. Fantastycznie nawilża, szybko się wchłania, a przyjemny zapach długo utrzymuje się na dłoniach. I wierzcie mi lub nie, ale jeszcze nigdy nie miałam tak ładnych skórek przy paznokciach! Wspaniale także poradził sobie z łagodzeniem podrażnienia; kremu pierwszy raz użyłam na noc, następnego dnia zaczerwienienia były już wyraźnie bledsze, a kolejnego dnia został już tylko delikatny cień po krostkach. Oprócz oleju ze słodkich migdałów, w skład kremu wchodzi masło shea z Ghany, miód z Etiopii, olej sojowy z Brazylii oraz olej z orzechów brazylijskich z Peru. 
Tyle jeżeli chodzi o działanie. W kwestiach 'technicznych' mam tylko jedno małe zastrzeżenie: opakowanie. Tubka 100ml może i wygląda ładnie i oryginalnie, może stać, ale mimo wszystko mam wątpliwości czy nie będzie problemu z wydobyciem kremu już pod koniec. Jednak z drugiej strony, kremy do rąk zwykle są w tubkach, więc w czym problem? Niektórzy czepiają się małej zakrętki, że niby ciężko się zamyka lub, jak czytałam, "ciężko trafić". No cóż, osobiście takiego problemu nie miałam, więc na zakrętkę nie narzekam. Konsystencja kremu jest bardzo przyjemna, niewielka ilość produktu wystarczy, żeby dokładnie wmasować w całe dłonie. Ogólnie jestem bardzo zadowolona z zakupu, mimo że cena zwala z nóg, krem spełnia swoje zadanie w 100% i jestem pewna, że zostanie ze mną na długo. 
Skład:
Aqua, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Prunus Amygdalus Dulcis (Sweet Almond) Oil, Butyrospermum Parkii (Shea Butter), Ethylhexyl Palmitate, Myristyl Myristate, Propylene Glycol, Isopropyl Palmitate, Glycine Soja (Soybean) Oil, Ethylhexyl Stearate, Dimethicone, Benzyl Alcohol, Glyceryl Stearate, Honey, Panthenol, PEG-100 Stearate, Phenoxyethanol, Phenethyl Alcohol, Bertholletia Excelsa Seed Oil, Xanthan Gum, Fragrance, Caprylyl Glycol, Dicetyl Phosphate, Ceteth-10 Phosphate, Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer, Tetrasodium, Glutamate Diacetate, Hexyl Cinnamal, Sodium Hydroxide, Linalool, Squalane, Hydroxycitronellal, Limonene, Coumarin, Citric Acid, Yellow 6.

Podsumowując:
Opakowanie: 4.5/5
Zapach: 5/5
Konsystencja: 5/5
Działanie: 5/5 (z przyjemnością dałabym 6!)
Wydajność: 5/5
Dostępność: 2.5/5 (niestety, w Polsce sklepy stacjonarne TBS są tylko w kilku miastach w Polsce, co prawda niektóre kosmetyki można dostać w lepszych drogeriach, ale oferta jest bardzo okrojona. Dla zdeterminowanych zostaje internet)
Cena: nie pamiętam już ile zapłaciliśmy w Finlandii, ale na stronie TBS cena tego kremu to 5£ za 30ml i 11£ za 100ml

A Wy znacie kosmetyki The Body Shop? Co wg Was jest szczególnie godne polecenia? 

Na koniec, korzystając z okazji chciałam Was zachęcić do obserwowania mojego bloga na zBLOGowanych, gdzie niedawno założyłam konto. Link możecie znaleźć na marginesie bloga lub klikając TUTAJ :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Lista zażaleń

Zupełnie nie wiem co mi się dziś stało, ale nie miałam ochoty na nic. Dopadł mnie jakiś smutek, sama nie mam pojęcia dlaczego. Cały dzień snułam się z kąta w kąt, a potem miałam pretensje do siebie, że zmarnowałam czas. No, niezupełnie, bo zrobiłam kilka zdjęć mojemu futrzakowi. Co prawda sesja jakoś szczególnie go nie ucieszyła, ale przynajmniej zwierzak starał się jakoś ehem... pozować ;) Chociaż widząc jego minę, jestem pewna, że właśnie obmyślał plan ucieczki. Dobija mnie rekrutacja na studia II stopnia, szukanie mieszkania w Krakowie (a nawet nie wiem czy mnie przyjmą na studia, wszystko okaże się dopiero pod koniec września, a wtedy dobrego mieszkania raczej nie znajdę), nagła wizyta u dentysty w przyszłym tygodniu, a do tego dochodzą przepadające lekcje z uczniami i w rezultacie brak odpowiedniej ilości środków na koncie. Wyjazd na północ coraz bliżej, pieniędzy coraz mniej, euro muszę skombinować. Czuję się trochę jak dziecko we mgle i mam nadzieję, że to tymczasowe.