Dzień dobry! Temperatura w końcu spadła do odpowiadającego mi poziomu, w związku z czym zabrałam laptop na balkon i piszę dla Was nową recenzję. Znowu recenzja, znowu produkt do włosów. No ale co tam, skoro półka w łazience ugina się od ilości kosmetyków do włosów właśnie, a w roku akademickim, jako że nie mogłam często pisać tutaj, puste opakowania gromadziłam w kartonie w szafie, który teraz stopniowo opróżniam :) Co nowego? Niewiele, czas jakoś zwolnił odkąd K. wrócił do Finlandii. Przez kilka pierwszych dni zupełnie nie mogłam znaleźć sobie miejsca, później on wpadł w depresyjny nastrój, ale powolutku wychodzimy na prostą. Staram się czymś zająć myśli, skupić na pracy magisterskiej, od kilku dni powtarzam też fiński, bo chcę ruszyć dalej z lekcjami.
No dobra, do rzeczy. Recenzja. Kto śledzi stronę bloga na Facebooku wie, że ostatnio urządziłam małe SPA dla włosów. Wstyd się przyznać, ale przez jakieś 3 tygodnie nie robiłam z nimi nic specjalnego, więc uznałam, że należy im się jakieś zadośćuczynienie. Sięgnęłam po mleczną maskę do włosów od Serical i tak się złożyło, że tym samym skończyłam całe opakowanie. Uznałam, że był to najwyższy czas by podzielić się opinią o tejże masce.
Jak widać na zdjęciu, produkt znajduje się w plastikowym, zakręcanym słoju. Uważam, że wizualnie prezentuje się on bardzo dobrze, a też jeżeli chodzi o stosowanie, rozwiązanie ze słoikiem wydaje się najlepsze. Ułatwia to w dużym stopniu dostanie się do produktu, nawet gdy zostały nam resztki. Ja nabyłam wersję o pojemności 1l, ale z tego co wiem, są dostępne też mniejsze, 250 i 800ml.Na zakrętce słoika znajdziemy nalepkę z informacją o stosowaniu produktu. Jest to jedyny polski tekst jaki znajdziemy na opakowaniu. |
Co obiecuje producent?
Zgodnie z informacją z tyłu opakowania, producent zapewnia, że dzięki mlecznym proteinom maska wspaniale poradzi sobie z każdym rodzajem włosów, które po użyciu pozostaną miękkie i odżywione. Można jej także używać na włosach osłabionych różnymi zabiegami takimi jak: rozjaśnianie, koloryzowanie, czy po trwałej ondulacji.
Składniki:
Jak maska sprawdziła się u mnie?
Zdecydowanie jest to jedna z moich ulubionych masek do włosów. Uwielbiam ją za jej słodki, mleczny zapach, który długo utrzymuje się na włosach. Zdaję sobie sprawę, że jest to raczej jeden z tych zapachów, które albo się kocha, albo nienawidzi. Na włosach nie jest tak intensywny jak w opakowaniu, dzięki czemu bardzo się polubiliśmy ;) Maska ma też dobrą, typową dla tego typu produktów konsystencję i dobrze rozprowadza się ją na włosach. Ja co prawda nie używałam jej "zgodnie z zaleceniem", bo zwykle nakładałam ją PRZED myciem na zwilżone włosy. Żeby dobrze ją rozprowadzić, rozczesywałam jeszcze włosy Tangle Teezerem, dzięki czemu miałam wrażenie, że maska dotarła gdzie mogła ;) Potem koczek-ślimaczek, folia spożywcza, podgrzać delikatnie ciepłym nawiewem suszarki, ręcznik, znowu całość podgrzać i dopiero po minimum 30 minutach spędzonych z takim turbanem na głowie zabierałam się za mycie włosów :) Zawsze tak postępuję z maskami i nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się nałożyć jakiejś po myciu, z obawy przed obciążeniem włosów i spotęgowaniem ich przetłuszczania się. Muszę tylko zaznaczyć, że przy myciu włosów z nałożoną maską, myję tylko skórę głowy, mycie włosów na długości pozostawiam spływającej pianie przy płukaniu :) Po takim zabiegu włosy faktycznie są mięciutkie, pachnące i wspaniale dopieszczone. Łatwiej się też rozczesują i są przyjemne w dotyku.
Podsumowując:
Opakowanie: 4.5/5 (0.5pkt. odejmuję za ciągle przekręcającą się zakrętkę)
Zapach: 5/5
Konsystencja: 5/5
Wydajność: 4/5
Działanie: 4/5
Dostępność: 5/5
Cena: ok.15zł/1000ml
Na koniec mogę dodać, że z pewnością wrócę do tej maski. Nie wiem tylko kiedy, bo maski do włosów uwielbiam i lubię testować nowości, a same wiecie ile jest ich dostępnych na rynku ;) Kiedyś jednak na pewno znowu zawita do mojej łazienki.
A Wy, znacie tę maskę? Jakie są Wasze wrażenia? Macie swoje ulubione maski i sprawdzone sposoby ich stosowania?
Komentarze
Prześlij komentarz