Przejdź do głównej zawartości

Physiogel, czyli pogotowie ratunkowe dla mojej wrażliwej skóry

Już nie pierwszy raz wspominam o swojej nadwrażliwej, alergicznej cerze. Odkąd pamiętam, skóra na mojej twarzy wiecznie sprawiała problemy. Będąc nastolatką poznałam paru dermatologów, jednak na "swoją" panią doktor trafiłam dopiero na studiach. Trafiłam i od razu ją wystraszyłam, bo wcześniej zdążyłam doprowadzić swoją twarz do takiego stanu, że wyglądałam jak ofiara wypadku. Skóra na twarzy wyglądała jak poparzona. I zresztą była. Czerwone, bolące plamy, na co dzień ukrywane pod makijażem, który skutecznie pogarszał ich stan. Oczywiście, to nie było tak, że zignorowałam podrażnienie i łudziłam się, że samo przejdzie. Wszystko stało się nagle. Nagle po zimie moja cera zaczęła wariować, więc zaczęłam gorączkowo szukać dobrego dermatologa w okolicy. Po wcześniejszych przygodach z lekarzami z przychodni, których praktyki nie przynosiły żadnych efektów, zdecydowałam, że umówię się na prywatną wizytę. Myślałam, że tym sposobem będzie też szybciej, ale myliłam się - na dr T. tak czy siak musiałam czekać 2 miesiące. I to właśnie po tych dwóch miesiącach moja twarz była w malowniczo opłakanym stanie.
Na szczęście dr T. się nie załamała tylko wzięła do roboty. Po pierwsze: zrobiła coś czego żaden dermatolog wcześniej nie zrobił: przeprowadziła ze mną bardzo szczegółowy wywiad. Wszystko zapisywała dokładnie w komputerze, a nie "ołówkiem mnemotechnicznym" w głowie. Po drugie: to ona uświadomiła mi, że mam cerę nadwrażliwą, ze skłonnością do alergii. Alergii kontaktowej na mojego własnego ukochanego sierściucha! Tak, po 10 latach posiadania kota, tulenia, głaskania i ignorowania czerwonych, swędzących plam na szyi po tym tuleniu, dowiedziałam się, że mam na niego alergię. Na szczęście nie trzeba było całkowicie urwać kontakt z kotem, bo żeby coś zaczęło się dziać, muszę  dopiero go trochę pomiętosić. Tym sposobem ja odetchnęłam z ulgą, że kot może zostać, a kot się ucieszył, bo wreszcie Pańcia przestała go tarmosić.
Ale do rzeczy... To właśnie dzięki dr T. poznałam Physiogel. Po pierwszej wizycie, oczywiście obok kilku innych preparatów (których ilość i tak była mniejsza niż od poprzednich lekarzy), zaopatrzyłam się w niewielką (150ml) buteleczkę poniższego żelu do mycia twarzy:

Jak widać, buteleczka jest najzwyklejsza, bez żadnych udziwnień, dzięki wgłębieniom po bokach pewnie siedzi w dłoni i nie wyślizguje się. Nie ma dozownika, jest za to klips, dzięki czemu możemy nalać dokładnie tyle żelu ile potrzebujemy. W środku znajdziemy biały, bezzapachowy żel, który konsystencją nie różni się od innych żeli. Physiogel można stosować na dwa sposoby: bez wody, kiedy żel wcieramy w skórę, a potem tylko nadmiar zbieramy wacikiem; lub z wodą, "normalnie" wcieramy żel w twarz, a później wszystko delikatnie spłukujemy. Dermatolog poleciła mi ten drugi sposób i właśnie tak stosuję Physiogel już od 1,5 roku.


Zgodnie z obietnicą producenta, skóra jest po nim świeża, czysta i miękka. Co jest szczególnie ważne, dzięki neutralnemu pH, Physiogel pomaga złagodzić podrażnienie i nie są to puste obietnice firmy, ten żel faktycznie to robi - uporał się nawet z moją nadwrażliwą cerą :)
Żel stosuję 2 razy dziennie, rano i wieczorem, już od 1,5 roku i jestem bardzo zadowolona z rezultatów. 150 ml przy takim użyciu starcza mi na ok. 3 miesiące, więc myślę, że jest to bardzo dobra wydajność. Podsumowując, Physiogel jest delikatny, ale skuteczny. Wiadomo, że po 1 użyciu nie zlikwidował całego podrażnienia na twarzy, ale wyraźnie było widać, że je łagodzi i stopniowo zmniejsza. Ja już nie wyobrażam sobie swojej codziennej pielęgnacji bez tego żelu i serdecznie polecam go wszystkim "wrażliwcom"!

Na koniec informacje podstawowe:
Stiefel, Physiogel Hypoallergenic
Codzienne Nawilżanie, żel do mycia twarzy do skóry suchej i wrażliwej
Cena: ok. 25 zł/150ml
Do kupienia w aptekach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Hawajskie mydełko

Tak, tak, zamierzałam pisać tu codziennie, jednak nie przewidziałam problemów z internetem. Zresztą, problemy z internetem mają to do siebie, że nie sposób ich przewidzieć - weźmy na przykład taką sytuację; Spokojne, ciepłe popołudnie. Do domu przyjechał mój Brat z kumplem opowiedzieć o ich podróży na Hawaje, z której dzień wcześniej wrócili. Pokazują zdjęcia, Brat jeszcze chciał skorzystać na swoim laptopie z internetu, więc podałam mu hasło do sieci, wszystko pięknie i cudownie. Kilka godzin później pojechali, ja zrobiłam sobie lekką kolację i zasiadłam przed komputerem, żeby przejrzeć fora, zrobić trening i szybko biec pod prysznic, bo ze Skarbem byliśmy umówieni na Skype. A tu cios w samo serce - nie można ustanowić połączenia. Połączenie niezaufane. Sprawdź datę i godzinę w celach bezpieczeństwa. JA NIEZAUFANA?! Komunikat kazał czekać kilka godzin. Poczekałam dwie. Dwie to przecież parę godzin, a od pary niedaleko do kilku. Zadzwoniłam do operatora, miły pan obiecał szyb