Przejdź do głównej zawartości

Poweselne wspomnienia

Ostatnio wspomniałam o ślubie mojej przyjaciółki. Ceremonia miała miejsce wczoraj i było... Ech, było po prostu wspaniale! Ale żeby powiedzieć coś więcej i żeby to "coś więcej" miało mniejszy lub większy sens, muszę zacząć od samego początku. 
Z A. (wczorajszą Panną Młodą) i K. poznałyśmy się w liceum, tam też się zaprzyjaźniłyśmy. Mimo, że każda z nas jest inna, trzymałyśmy się razem i, co więcej, WYtrzymywałyśmy ze sobą :) Po liceum zaczęłyśmy studia w jednym mieście, nawet na tej samej uczelni. Przez pewien czas nawet mieszkałyśmy razem. Z biegiem czasu i z natłokiem zajęć, kontakt momentami się zacieśniał, jak i rozluźniał. Wszystkie trzy poznałyśmy na swoich kierunkach innych znajomych, jednak zawsze starałyśmy się trzymać w trójkę. A. poznała M, swojego przyszłego męża, kiedy jeszcze byłyśmy w LO, natomiast ja i K. na swoich ukochanych musiałyśmy jeszcze trochę poczekać.
Dobra, przeskok czasowy do wczorajszego dnia. Umówiłyśmy się z K. i jej narzeczonym (tak, co prawda na ukochanych musiałyśmy poczekać, ale K. sama już niedługo bierze ślub) przed kościołem, żeby było nam raźniej wejść do kościoła i przeżyć ceremonię razem. Wiedziałyśmy też, że A. i M. zadbali o to, żebyśmy na przyjęciu siedziały obok siebie, więc wolałyśmy już wcześniej odnaleźć się w tłumie gości. I tutaj zaskoczenie - już 10 minut przed planowanym rozpoczęciem, "Młodzi" byli w kościele. Do tej pory nie wiemy, czemu tak się stało. Przypuszczam, że mały pośpiech zafundował kolejny ślub, który miał się odbyć już godzinę po ślubie A&M. W każdym razie, kiedy weszliśmy A&M byli już przed ołtarzem i za chwilę rozpoczęła się Msza Św. Ach, co to był za ślub! A. w swojej 'princessce' naprawdę wyglądała jak księżniczka, M. też prezentował się bardzo bardzo, no ale czego w końcu można się spodziewać - młodzi, zdolni, na dodatek zawsze oboje piękni, w takim dniu po prostu nie mogło być inaczej! M. odrobinę wzruszył się podczas przysięgi, co było naprawdę urocze i nadało też prawdziwość jego słowom. Czuć było, że wiedzą o czym mówią.
A samo wesele? No cóż, piękne miejsce, dobre jedzenie, świetny zespół, mili ludzie, bardzo cieszyłam się, że mogłam być w tym dniu przy nich, ale ciągle coś kuło w serduchu. Tęsknota za moim Skarbem. I świadomość, że nawet tak piękne chwile sporo tracą kiedy jego nie ma przy mnie.
Na koniec fragment wspólnego zdjęcia z K. Fragment, bo z wszystkich ludzi, których znam, o istnieniu bloga wie tylko mój Skarb, a nie chcę publikować zdjęcia z K. bez jej zgody ;)

Jak widać, założyłam obcasy, jednak postanowiłam uszanować coraz bardziej protestujące ścięgno (tak, to jeszcze pamiątka z wyprawy na Babią) i po pewnym czasie założyłam balerinki :)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Jak zaplanować życie?

Znowu piszę późnym wieczorem, ale obiecałam sobie, że będę tu codziennie. To jestem. Dzień był całkiem miły, skończył się mój Weekend Nicnierobienia, więc odetchnęłam z ulgą (sic!) i trochę posprzątałam, skróciłam spodnie (tak. sama. ręcznie.), zrobiłam lekcję z uczniem i trochę poplanowałam przyszłość bliższą i dalszą. Z przyszłości bliższej, aczkolwiek mocno związanej z przyszłością dalszą, czeka mnie rekrutacja na studia drugiego stopnia. Co, gdzie, jak -  w tej kwestii więcej zdradzę dopiero za jakiś czas. Natomiast jeżeli chodzi o przyszłość "bliską-najbliższą", planowanie znacznie uprzyjemniła paczuszka z północy :) Dawno temu zamawiałam darmowe broszurki turystyczne na jednej stronie. Niestety, strona zmieniła nieco swój profil i już nie ma wysyłki broszurek. Na szczęście nie jestem typem, który łatwo się poddaje i postanowiłam pociągnąć za odpowiednie sznureczki. Tym sposobem dotarłam do redakcji jednej strony turystycznej traktującej o Finlandii, gdzie - mimo, że no

I moja kariera aktorska legła w gruzach

A zapowiadało się tak dobrze... Przypadkiem trafiłam na ogłoszenie, że w okolicy będzie kręcony film i ekipa poszukuje statystów. Wymagany wiek się zgadzał, więc wczoraj z nudów stwierdziłam - a co mi tam, nie mam nic do stracenia, wyślę im swoje zdjęcia i najwyżej ktoś się pośmieje. Chciałabym zobaczyć swoją minę, kiedy dziś po południu sprawdziłam maila i zobaczyłam odpowiedź. Ba, ZAPROSZENIE na plan filmowy. I co? I muszę zrezygnować, bo zdjęcia będą realizowane w piątek od wieczora do wczesnych godzin porannych w sobotę. A akurat w tę sobotę moja przyjaciółka ma ślub i nie może mnie tam zabraknąć. Masz Ci los, a już czułam pod stopami czerwone dywany Hollywood :( A tak serio, trochę szkoda, bo zawsze mnie ciekawiło powstawanie tego typu produkcji. Może kiedyś jeszcze będzie szansa, teraz wracam do moich książek i fińskiego :)

Lista zażaleń

Zupełnie nie wiem co mi się dziś stało, ale nie miałam ochoty na nic. Dopadł mnie jakiś smutek, sama nie mam pojęcia dlaczego. Cały dzień snułam się z kąta w kąt, a potem miałam pretensje do siebie, że zmarnowałam czas. No, niezupełnie, bo zrobiłam kilka zdjęć mojemu futrzakowi. Co prawda sesja jakoś szczególnie go nie ucieszyła, ale przynajmniej zwierzak starał się jakoś ehem... pozować ;) Chociaż widząc jego minę, jestem pewna, że właśnie obmyślał plan ucieczki. Dobija mnie rekrutacja na studia II stopnia, szukanie mieszkania w Krakowie (a nawet nie wiem czy mnie przyjmą na studia, wszystko okaże się dopiero pod koniec września, a wtedy dobrego mieszkania raczej nie znajdę), nagła wizyta u dentysty w przyszłym tygodniu, a do tego dochodzą przepadające lekcje z uczniami i w rezultacie brak odpowiedniej ilości środków na koncie. Wyjazd na północ coraz bliżej, pieniędzy coraz mniej, euro muszę skombinować. Czuję się trochę jak dziecko we mgle i mam nadzieję, że to tymczasowe.